niedziela, 13 lipca 2014

List do KK

Monolog do mojej half-friend. Zapis autentycznej rozmowy, która miała miejsce 12.07.201, traktującej o An i o tym jaka tak naprawdę jestem...


Dziękuje, że mogłyśmy wczoraj porozmawiać. Myślę, że jest już dla Ciebie jasne, że ja tą relację bardzo negatywnie przeżyłam i właściwie nadal przeżywam. Przyznaję, że skala mojego bólu jest kompletnie nieadekwatna do rozmiarów "tragedii", ale tak to jest, że niektóre rzeczy biorę do siebie bardziej a inne mniej. To wzięłam do siebie bardzo, chyba po to aby to kisić... Nieważne.

Po tych dwóch praniach mózgu mój łeb tak zachrzania trawiąc to wszystko, że aż dymi. Bardzo dużo rzeczy mi się wyklarowało i chyba jedna klapka z oka spadła nawet... Przede wszystkim w przypadku tego pana jest tak jak w przypadku wszystkich panów, z którymi miałam bliższe relacje - dłuższe lub krótsze- a mianowicie: ja się nie kocham w tych panach. Ja się kocham we własnym wyobrażeniu o tych panach. Ja nie przyjmuję do wiadomości jaki ktoś jest naprawdę tylko wróżę sobie jaki MÓGŁBY być, jaki CHCIAŁABYM aby był, patrzę na nich zupełnie nierealnie i nie odbieram ich realnego obrazu. Tak było zawsze, w każdym moim związku, w każdym zauroczeniu, w każdym najmniejszym porywie serca.

Druga kwestia. W tym momencie, w którym znajduję się teraz, po tym wszystkim co między mną a tym panem było, ja przecież nie mogłabym stworzyć z nim żadnego związku ( a przecież o to mi do cholery chodzi), bo nie umiałabym już. Tak jak nie umiałam z Tomkiem. 
Czasami za dużo złego zadzieje się między dwojgiem ludzi i bycie ze sobą mimo wszystko jest tylko przedłużeniem agonii ich relacji. Z Tomkiem przedłużałam tą śmierć w nieskończoność... Nic z tego nie było. Ok, jest zawsze 1% szans, że coś ma rację bytu. Ale w moim życiu jeszcze nigdy ten 1% nie zadziałał. Po prostu jeżeli ktoś Cię zranił, to cały czas myślisz, że zrobi to drugi raz. Nie da się być z kimś i cały czas się tego obawiać.

I ostatnia, trzecia kwestia. Zależy mi na nim tylko i wyłącznie z jednego powodu. Bo nie mogę go mieć. Tak niestety też było zawsze, w każdej mojej relacji z facetem. Dopóki nie mam pewności, że ktoś już należy do mnie, jest dla mnie atrakcyjny. Instynkt zdobywcy, charakterystyczny dla mężczyzn, jest we mnie bardzo głęboko zakorzeniony. Walczę z tym. Wielokrotnie przerabiałam to na terapii. To ma związek z poczuciem własnej wartości. Ja się podbudowuję jak zdobędę coś, co pozornie nie było w zasięgu ręki. Chore. Jeżeli bym go miała, pobyłabym z nim góra pół roku. Potem całe szukanie miłości zaczęłoby się dla mnie od początku. Jestem zbyt wymagająca a on za słaby aby temu sprostać.

Wiesz, to wszystko co napisałam, to, że mam: potrzebę zdobywania, problem z wybaczaniem i niepoprawne idealizowanie obiektów płci męskiej nie pozwala patrzeć pozytywnie na przyszłość jakiegokolwiek z moich związków. Nie wiem czy w ogóle uda mi się zbudować kiedykolwiek szczęśliwa i trwałą relację.

Dziękuję, że mnie 'wysłuchałaś' .

sobota, 12 lipca 2014

Rozsądniej. Prawdziwiej. Logiczniej.

Podstawą mojego spojrzenia na relację z An powinna być ten sam pryzmat przez który patrzę na Tomka. Mianowicie: są pewne rzeczy, czyny i słowa, których wybaczyć się nie da i po których nie da się już być ze sobą normalnie a wszelkie podejmowane próby są tak naprawdę chwytaniem się brzytwy, bo jeszcze można się od tego bardziej pokaleczyć. Czasami, mimo tego, że masz przed sobą wszystkie klocki, jakie są Ci teoretycznie potrzebne, nie potrafisz już nic z tego zbudować. Nie da się budować relacji na bólu, bo nie da się bólu przeskoczyć.
Nie o to chodzi w byciu z kimś, żeby tego kogoś mieć, tylko aby czuć się z nim dobrze. A czy można czuć się dobrze z kimś, kto Cię pierwotnie odrzucił i potraktował cholernie daleko od tego na co zasługiwałaś?
Czy nie żyje się wtedy w strachu, że zaraz koło Ci się zatoczy i wrócisz tam, skąd przyszłaś do tej relacji? Pytanie retoryczne, niestety.
An jest już tak naprawdę spalony. Dla mnie.W tym życiu.
Jeżeli kiedykolwiek w to pójdę, czego z wielkim żalem nie mogę na dzień dzisiejszy wykluczyć, to będzie to jedynie przedłużeniem agonii tej miłości (mojej)...
Tu mówił rozsądek.
Dorwał się w końcu do głosu.

Had 2 brainwashes in 24 hours. None of them helped.

To nie jest facet dla Ciebie.
Nie, nie wiem to dla kogo jak nie dla Ciebie, ale uwierz mi - not for U!
Z wielu powodów. 
Czy Ty naprawdę nie jesteś w stanie pojąć tym swoim kurzym móżdżkiem, że nie byłabyś szczęśliwa z tym typem, bo jego wzrok sięga tylko do czubka własnego nosa a potem zaczyna się już słaba widoczność i katarakta?!
Nie wiem ile mam jeszcze raz wykładać Ci to jak krowie na miedzy, ale to jest straszliwie zadziwiające jak bardzo Ty tego  nie jesteś w stanie zrozumieć... 

Przeszłam dwa prania mózgu w ciągu 24 godzin. Żadne z nich nie pomogło.

czwartek, 3 lipca 2014

Bunt na Bounty

Nie.
Nie będzie tak.
Zaszła zmiana w głowie.
Rozpoczęła się walka. 
O siebie.
O własny los. 
Nie, powiedziałam! 
Nie będzie tak!
Pierdol się losie, właśnie się za Ciebie wzięłam. 

wtorek, 24 czerwca 2014

.

Ja i moje złamane życie.

Złamałeś mi serce.
Złamałeś mi życie.
Złamałeś mi kręgosłup.
Złamałeś mnie.

Tego się już nie da posklejać.


sobota, 14 czerwca 2014

Nie mieści mi się w kabezie

13 czerwca 2014 roku dostaję kolejną wiadomość sms od mojego stalkera. Nieco inną. Otóż koleś, który kontakt ze mną rozpoczął dość obcesowo proponując mi zbliżenie a następnie kontynuował konwencję swoich wypowiedzi, sugerując mi różnego rodzaju zachowania wykraczające poza moją skalę zachowań dopuszczalnych, pisze do mnie wiadomość o treści: "hej, może zaczniemy wiadomość od nowa, bez tego co było?"
Bo pewnie, bo przecież tak można. No jasne. Najlepiej obrazić kogoś, doprowadzić do płaczu, zjechać, zrugać, zmieszać z gównem, bo już nawet nie z błotem i pomyśleć - a co gorsza - napisać : ZAPOMNIJMY, ZACZNIJMY OD NOWA!Śmiem twierdzić, że tak potrafi tylko psychopata, socjopata albo ktoś inny równie niespełna rozumu.
 Nóż się w kieszeni otwiera.
W kabezie się nie mieści.


czwartek, 12 czerwca 2014

And so the sory goes, di da di...

Martwi mnie powtarzalność niektórych historii, życiowych scenariuszy poszczególnych scenek, martwi mnie upór ludzki w niszczeniu drugiego człowieka... 
Martwi mnie to, że kiedy staję wreszcie na nogi, zawsze znajdzie się ktoś, komu to przeszkadza i kto zdecydowanie woli abym klęczała. 
Martwi mnie moje (najwidoczniej) emanujące kobiecością ja i sposób w jaki jego siła może wypaczyć męski sposób postępowania. 
Ehhhh....

Martwi mnie, że kiedy wycofałam się z życia towarzyskiego i zaszyłam w domu, spędzając czas na składaniu samej siebie do kupy, znalazł się ktoś, komu zabrakło widoku mojego oblicza do pobudzenia swoich erotomańskich zapędów... I martwi mnie, że ten ktoś odczuwa potrzebę aby mnie o tych zapędach informować.